środa, 24 kwietnia 2013

Szmaragdowe oczy kota

Stałam na ulicy. Do o koła było szaro i pusto. Padał rzęsisty deszcz. Na przeciwko mnie stał czarny kot. Jego zielone oczy świeciły w półmroku. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Hipnotyzowały mnie chcąc przekazać jakąś wiadomość. Były jak nie z tego świata. Czułam że prześwietlają mi duszę. Wciągały mnie w jakąś czarną otchłań, a ja nie mogłam się im oprzeć. Czułam ze spadam. Spadałam a one górowały nade mną. Nagle zdałam sobie sprawę, że to już nie kocie oczy, tylko ludzkie. Patrzące na mnie z jakimś ogromnym niezidentyfikowanym uczuciem. Chciały mi pomóc, ale z niewyjaśnionych przyczyn nie mogły. A ja spadałam. Moje serce przepełniał strach. Z mojego gardła wydobył się długi, płaczliwy jęk. I w tym momencie obudziłam się z krzykiem. Czoło miałam zroszone potem,a paznokcie do połowy wbite w dłonie. Jednym zdecydowanym ruchem wyprostowałam palce i mimowolnie syknęłam. Z moich dłoni trysnęła krew. Pięknie, wszystko dobrudzę. Nagle zdałam sobie sprawę, że jest środek nocy a ja doskonale widzę. No, w sumie to nawet fajnie, przyda się. Ze zdziwieniem, stwierdziłam że krew już nie spływa mi z dłoni. Patrzyłam jak po rankach nie zostaje nawet śladu. O tym że kiedyś tam były, świadczyła tylko zasychająca na moich palcach świeża krew. Ale nie zdążyła zaschnąć. W ułamkach sekundy przywarłam ustami do ciała i zaczęłam łapczywie je oblizywać. Nie mogłam się powstrzymać.Czułam się porównywalnie jak ktoś po powrocie z pustyni, kiedy da się mu trochę wody. Krew była jak narkotyk i mimo że czułam strach przed samą sobą, musiałam. Po chwili byłam już całkiem czysta. Czym ja się stałam? To tak samo? Nie nie możliwe, musiała być tego jakaś przyczyna. Muszę się koniecznie dowiedzieć jak do tego doszło. I jeszcze ten kot, ja go już kiedyś widziałam, ale kiedy? Nie mogłam sobie przypomnieć. Opadłam bezwładnie na poduszkę. Ale nie mogłam zasnąć, właściwie w ogóle nie chciało mi się spać, byłam wypoczęta. Wszyscy śpią.To świetna okazja żeby wypróbować co potrafię, a raczej ta nowa ja. Spięłam mięśnie pleców i odbiłam się od łóżka robiąc zamach nogami . Ku mojemu zaskoczeniu, wszystko w okół działo się wolno, nie jak bym leciała w powietrzu, tylko jakbym robiła spory krok. I na dodatek mój lot był dużo dłuższy niż się spodziewałam. Zamiast wylądować jakiś metr przed łóżkiem jak zwykle, leciałam nie ubłagalnie w kierunku ściany. O nie, nie, nie! Zaraz narobię hałasu i obudzę cały dom. Odruchowo wystawiłam ręce przed siebie i ugięłam nogi. Powieki zacisnęłam w oczekiwaniu na głośne zderzenie. Ale gdy nic nie nastąpiło, zdziwiona otworzyłam oczy. Moje dłonie i stopy przylegały do ściany, nie zsuwały się. Jednym słowem siedziałam sobie na ścianie. Ostrożnie podniosłam się na nogi. Zrobiłam niepewnie pierwszy krok, a później drugi i ku mojemu zachwytowi nie spadałam. Uśmiechnąwszy się z tryumfem, przeszłam na sufit. To było cudowne! Patrzyłam na wszystko z góry i czułam się jak mucha. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Ale super! Muszę opowiedzieć o tym Rocked! Nagle za ścianą rozległo się sapnięcie. O nie obudziłam ojca.  Jednym zwinnym ruchem, bezszelestnie wskoczyłam na łóżko, i naciągnęłam na siebie kołdrę. Kiedy uchyliły się drzwi, ja już leżałam nieruchomo, słyszałam tylko jak ojciec coś mruczy pod nosem i wraca do siebie. Otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się do siebie. Na zegarze widać było godzinę 4.00 Mam jeszcze sporo czasu. Pomyślmy, co jeszcze potrafią wampiry? Dobrze widzą, jest. Dobrze słyszą, spróbujmy. Zamknęłam oczy i zaczęłam nasłuchiwać. Słyszałam pochrapywanie rodziców, ich oddechy, bicie ich serca... i szum krwi w ich żyłach... Poczułam ogień w gardle, szybkim ruchem zakryłam sobie uszy. Ogień prawie zgasł. Czy... Czy byłabym w stanie coś takiego zrobić? Czy mogłabym ich zabić? Nie! nigdy! Potrząsnęłam głową jakbym chciała tym ruchem odpędzić okropne myśli. Gdy tak leżałam z zamkniętymi oczami i odcinając sobie dopływ dźwięków, uruchomił się mój węch. I w tedy... Poczułam... Krew...Która płynęła swoim zwykłym spokojnym rytmem w moich rodzicach... Pożar ogarnął moje ciało. Każda moja komórka pragnęła iść do pokoju obok i wyssać życie z dwóch osób które mimo iż były irytujące, kochały mnie. Na ułamek sekundy straciłam panowanie i już stałam przy drzwiach trzymając dłoń na klamce. Nie! Zatkałam nos  i ruszyłam pędem w kierunku okna, nie wiem kiedy to się stało, i jak wyszłam przez okno, ale teraz biegłam z taką szybkością że świat w okół stał się jedną wielką plamą. Modliłam się żeby tylko nie spotkać po drodze żadnego człowieka. Ale los nie był łaskawy. Na mojej drodze niespodziewanie pojawiła się kobieta. Prawdopodobnie wracała z nocnej zmiany. Powłóczyła nogami, była zmęczona. Jej zapach mimo zaciśniętych kurczowo palców dostał się do mojego nosa. I wtedy... Nieświadoma wielkiego niebezpieczeństwa kobieta znalazła się w moich ramionach. Nie zdążyła krzyknąć, ani nawet na mnie spojrzeć, bo była odwrócona do mnie tyłem. Straciłam kontrolę. Jednym szybkim ruchem odchyliłam jej głowę i wbiłam zęby w szyję. Piłam łapczywie nie czując nic oprócz pożaru ogarniającego moje ciało. Zawładnął mną instynkt i wiedziałam że nie mogę go powstrzymać. Ogień gasł, z każdą chwilą, Podobnie do kobiety w moich rękach, była bezwładna, jak szmaciana lalka. Płomienie liżące już tylko gardło zniknęły. Oderwałam się od zakrwawionej szyi i puściłam ją, spadła na drogę. Co... Co ja zrobiłam! Padłam na kolana rękami zakryłam usta na których wciąż tkwiła świeża, gorąca krew. Patrzyłam na nieruchome ciało. Z oczu pociekły mi łzy, które jak się już zaczęłam się przyzwyczajać były pewnie rubinowe jak i oczy. Podczołgałam się bliżej, na szczęście oddychała, serce biło. Nie mogę jej tu tak zostawić. Bez najmniejszego trudu podniosłam ją i położyłam na ławce. A sama zwinęłam się w kłębek na trawniku obok. Czy tak ma teraz wyglądać moje życie? Co jeżeli zaatakuję Rocked? Co jeśli... Jeśli kogoś zabiję? Czy ona teraz zmieni się w wampira? Co ja narobiłam... i nagle poczułam straszny gniew, skierowany do tego kto sprawił że taka jestem. Odnajdę go i zemszczę się! Nie miał prawa robić ze mnie takiego potwora! Gdy tak prowadziłam wewnętrzny monolog, przed moimi oczami pojawił się kot. Ten sam, z mojego snu. Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy ze strachem pomieszanym z ciekawością. I wtedy tak jak w śnie oczy przestały być kocie, stając się powoli, stopniowo ludzkimi, a kot przeistaczał się w człowieka. Strach ścisnął mi serce, uciekłam, nie czekając na dalszy siąg wydarzeń. Minutę później byłam już w domu. Za dużo... Za dużo jak na jedną noc! Kiedy zobaczyłam się w lustrze stwierdziłam że muszę się umyć, bo rodzice padną na zawał i zginą bez udziału moich zębów. Kiedy wyszłam z łazienki była już 5.12. No powiedzmy że o tej porze mam prawo już nie spać. Usiadłam przy oknie i przypomniałam sobie Josha. Co będzie jeśli się dowie czym jestem, czy ja go w ogóle jeszcze zobaczę? Czy mogę sprawić że stanę się normalna, chociaż nigdy stuprocentowo taka nie byłam? A może będę musiała nauczyć się jakoś z tym żyć. Czy jetem jedyna? Kto mi to zrobił? I jeszcze to dziwne kotopodobne coś. Mam za dużo pytań bez odpowiedzi. Ale czuję, że rozwiązania są już blisko, i ja je znajdę.

czwartek, 21 lutego 2013

Wielka tajemnica małej szkoły

Nie mogłam a właściwie nie próbowałam skupić swojej uwagi na lekcjach. W mojej głowie huczały niespokojne myśli i ta data, data która cały czas stała mi przed oczami. 17 maja 2013 roku. Moje szesnaste urodziny. Dzień przemiany, i dzień odkrycia tajemniczego pamiętnika. Za dużo na raz jak na mój gust. Nauczyciele na szczęście dawali mi spokój. Tylko raz pan Rubins swoim wkurzającym tonem powiedział:,, Kathrin Night, czy ja ci aby nie przeszkadzam? " Popatrzyłam na niego takim wzrokiem, że zamilkł i już miałam spokój. W lusterku Rocked zaobserwowałam że moje oczy faktycznie są dzikie i nadają mi niebezpieczny wyraz. Ale rudzielcowi to nie przeszkadzało. Cały wolny czas poświęcała dziennikowi Jeremiego Blacka. Nie zadawałam jej pytań, bo wiedziałam, że musi przeczytać do końca, żeby zdać mi relacje, taka już była. Ja tym czasem postanowiłam, że na długiej przerwie wybiorę się do tej zapomnianej biblioteki. Ale tym razem sama. Kiedy w końcu zadzwonił trzeci dzwonek wyprułam z klasy i pognałam w kierunku tyłu szkoły. Dyskretnie zniknęłam za żelaznymi drzwiami i popędziłam po schodach a później korytarzem. Miałam mało czasu, ale kiedy jedyną przeszkodą były drzwi do biblioteki, stanęłam jak wryta. Nie pora na jakiś głupi strach! Pchnęłam drzwi jednym szybkim ruchem i wpadłam do środka. Było tu zbyt ciemno żeby znaleźć jakiś ważny szczegół. Odsłoniłam więc ze wstrętem okno ochlapane kiedyś krwią i drugie którego czarne grube zasłony zasłaniały sporą powierzchnię. Kidy to zrobiłam aż odskoczyłam. Za niepozorną tkaniną tkwiła ława z poduszkami, cała we krwi, ale nie to było najstraszniejsze. Na tym wszystkim spoczywała ludzka dłoń. Gdy dotarła do mnie ohydna woń rozkładającego się ciała, zrobiło mi się okropnie niedobrze i zakryłam nos i usta dłonią.właściwie to nie było już na nim ciała większość stanowiły kości. Co tu się stało! Obok dostrzegłam maczetę również pokrytą rubinową zaschniętą cieczą. To musi być narzędzie zbrodni. Może to dłoń tego Blacka, w końcu zdenerwował swojego prześladowcę. W tej szkole musiało stać się coś co teraz jest skrzętnie ukrywane. Miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam się rozejrzeć. Podeszłam do biurka pełnego papierów. Były to głównie informacje o uczniach i wypożyczanych przez nich książkach. Nic ciekawego. Już miałam szukać dalej, kiedy w oczy rzucił mi kawałek papieru wystający spod biurka. Ostrożnie go wyciągnęłam. Był pochlapany szkarłatem. Przeczytałam co na nim jest i mnie zamurowało, to było to! Na papierze widniało nazwisko Jeremiego Blacka, oraz książki przez niego wypożyczone, a mianowicie ,, Zjawiska paranormalne", ,, Dracula", ,, Dziwne choroby 21 wieku" i... ,,Wampiry" ! Wszystko jasne! Porwałam świstek i pobiegłam do Rocked żeby jej powiedzieć co odkryłam. Spotkałam ją niespodziewanie w połowie drogi i krzyknęłam.
- Rocked! Rocked nie uwierzysz!- Nabrałam powietrza i dokończyłam.
- Jeremi Black był wampirem!- powiedziałyśmy chórem. Co jest?
- A ty skąd o tym wiesz?- Spytałam. Piwne oczy świeciły się jakby były czymś podświetlane.
- Z jego pamiętnika, opisał tam jak zrobił masakrę w bibliotece! Mówił, że kompletnie mu odbiło! Nagle zapragnął zemsty na Reju. Odciął mu maczetą dłoń a potem wypił całą jego krew! Ale na tym się nie skończyło zamordował jeszcze z dwadzieścia osób będących na ich nieszczęście w bibliotece, a kiedy zdał sobie sprawę z tego co zrobił uciekł przez okno z 3 piętra! A ty, jak się dowiedziałaś?- Teraz wszystko było jasne. Wcisnęłam jej w dłoń kartkę.
- Poza tym, znalazłam jeszcze rzeczoną dłoń Reja- Powiedziałam i mimowolnie się skrzywiłam. Odpowiedziała mi tym samym. 
- To dla tego zamknęli to piętro.Ale przeczytałam dopiero pół pamiętnika. Ciekawe co się jeszcze z niego dowiem.  - Oznajmiła po chwili. Zadzwonił dzwonek. Musiałyśmy wracać.
- Zajmiesz się tym w domu, a teraz choć.- Pociągnęłam ją za sobą, w moim szaleńczym tempie. P chwili byłyśmy już w klasie. Czas mijał naprawdę szybko. W głowie miałam jedno, niepokojące pytanie. Co jeśli ja też zwariuję? Co jeśli zrobię komuś coś złego? Nie mogłam znieść tej myśli. Przytłaczała minie jakbym na piersi miała worek z cementem. Przynajmniej pogoda się dziś nade mną nie znęcała. Niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury. Ani się obejrzałam a już trzeba było iść do domu. Nie rozmawiałyśmy z Rocked od chwili wyjaśnienia tajemniczej sprawy, obie rozmyślałyśmy, bo w rzeczywistości sprawa nie została jeszcze rozwiązana. Zastanawiałam się czy to przez Jeremiego piętro zostało zamknięte. Wszystko na to wskazywało, ale coś mi mówiło, że to nie jest koniec. Pozostawała jeszcze ciągle sprawa mnie samej. Zastanawiałam się co ze mną bezie. Czy muszę od dziś żywić się tylko krwią? Czy słońce mnie spali czy też będę się świecić jak w tym nowym filmie o wampirach. Zamiast wybrać tradycyjną drogę, poszłam przez park. Lunął rzęsisty deszcz. Ale mi to nie przeszkadzało. Szłam w tempie żółwia na awiomarinie. Powłóczyłam nogami i pozwoliłam aby deszcz mnie całą przemoczył. Było mi tak smutno i tak źle. Tak bałam się mojej przyszłości. Mimowolnie z oczu pociekły mi łzy. Wyciągnęłam lusterko, którego użyczyła mi 
Rocked bo sprawdzałam co chwilę czy coś się ze mną nie dzieje. I zobaczyłam, jak moje oczy skrzą się na czerwono i jak rubinowe łzy kapią mi po policzkach. Wyglądałam tak strasznie, tak upiornie. Na szczęście deszcz zmywał ze mnie krew. Schowałam lusterko i snie obchodzi czy ktoś je zobaczy. Nagle w oczy rzuciła mi się mała czarna plamka siedząca pod drzewem. Był to kot. Jego oczy patrzyły na mnie ze współczuciem ale i z podziwem. Posiadały podłużne źrenice ale były takie... Ludzkie, rozumne i pełne uczuć.Nagle poderwał się i zniknął za drzewami. Musiał się mnie wystraszyzłam dalej. Nikt nie mógł mnie tu zobaczyć, bo nikt nie chodził po parku w taką ulewę. Byłam tylko ja. Idąca przed siebie bezwładna ja lalka zalewając się łzami bezsilności. Płakałam jak dziecko, którego ć i nie dziwię się, sama bym się pewnie wystraszyła. Z tą myślą poszłam w kierunku domu który był już nie daleko. Miałam wrażenie że ktoś mnie śledzi. W pewnym momencie nie wytrzymałam i odwróciłam się napięcie. Ku mojemu przerażeniu za mną szedł chłopak w moim wieku. Był wystraszony jakbym go na czymś nakryła. Wpatrywał się swoimi wielkimi zielonymi oczami w moje. Nagle zdałam sobie sprawę że dalej płaczę! Co oznaczało, że moje oczy są szkarłatne. Lekko otwarte usta świadczyły o zdziwieniu. Był naprawdę przystojny. Jego czarne kosmyki przylepiały się do bladej twarzy o łagodnych rysach. Ale całe jego ciało mówiło o jego przerażeniu na mój widok. Nie zastanawiając się ani chwili uciekłam w kierunku domu. Nie był w stanie mnie dogonić. To spotkanie zatamowało czerwone strumienie płynące z moich oczu. Nie minęła sekunda a stałam przed domem. Deszcz na szczęście nie pozostawił na mnie ani jednej czerwonej plamki. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do domu. 
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Dziecko jak ty wyglądasz! Coś ty znowu wymyśliła!- Powitała mnie mama tym optymistycznym akcentem. Żeby nie było nudno, wtrącił się jeszcze tata.
- Czy ty nie możesz spacerować kiedy świeci słońce?! Przeziębisz się!- Nie słuchając ich wcale poczłapałam na górę, do siebie. Przebrałam się i posprzątałam za sobą kałuże wody. Usiadłam przy oknie i patrzyłam jak krople spływają po szybie. Nie mogła przestać odtwarzać w głowie obrazu tego chłopaka był taki piękny. A w oczach oprócz strachu widziałam jeszcze zachwyt, który musiał być spowodowany moją przerażającą niezwykłością. Na bladej twarzy widniały czerwone rumieńce. Nagle za oknem coś się poruczyło. Nie wierzyłam własnym oczom. Na zewnątrz stał pochylony ciężko dysząc właśnie on. Nagle podniósł głowę i... Zobaczył mnie. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami ale tym razem nie było w nich lęku. Nagle poczułam jak w moim sercu zaczyna coś wirować i rozgrzewać mi całe ciało. Na policzki wystąpił tak rzadki rumieniec.Patrzyliśmy tak na siebie,przez chwilę, nagle on zaczął wspinać się po winorośli która prowadziła wprost do mojego okna. Serce zatrzepotało jak ptak, który do tond siedział grzecznie w klatce a teraz zapragnął być wolny. Teraz był dokładnie na przeciwko mnie. Wyciągnął dłoń i położył na szybie. W szmaragdzie jego oczu dostrzegłam małe iskierki emocji. Zrobiłam to samo. Teraz nasze dłonie dzieliła tylko cienka warstwa szyby. Uśmiechnęliśmy się w tym samym momencie. Chuchnął na szybę i napisał na niej palcem: ,, JAK SIĘ NAZYWASZ?" . Odpowiedziałam w ten sam sposób : KATHRIN, A TY?  Na szybie szybko pojawił się kolejny napis: ,, JOSCH" To co się właśnie działo było takie niezwykłe,był jak zahipnotyzowany. Nie przeszkadzał mu lodowaty deszcz, który zlepiał jego czarne włosy. Nagle usłyszeliśmy oboje gniewny głos mojego ojca. 
- Hej! Co ty tam robisz, złaź! Dobiegający z oka sypialni rodziców. Uśmiechnął się po raz ostatni i zeskoczył. Pomachał mi z dołu z uśmiechem i uciekł. Co się właściwie stało? Nie wiedziałam. Cały ciężar i smutek zniknęły. Zamiast nich czułam teraz takie ciepło i lekkość, że mogłabym latać. Czułam też okropny żal do ojca, że go tak przepędził. Ale promieniowało wręcz ode mnie dziwne uczucie które czułam po raz pierwszy w życiu. Porwałam komórkę i trzęsącymi się rękami zadzwoniłam do Rocked. Zdałam jej całą relację z tego co się stało i co czułam. 
- Nie możliwe! To po prostu nie realne! I jakie mega romantyczne! Wychodzi na to że to miłość od pierwszego wejrzenia!- gdy powiedziała słowo miłość coś we mnie pękło i zdałam sobie sprawę z tego że nigdy wcześniej nikogo nie kochałam. I że to co teraz czułam, to faktycznie może być to. 
- Świetnie, zakochałam się w nieznajomym- Skwitowałam na głos. 
- Z tego może być niezła historia, jeżeli jeszcze go kiedyś zobaczysz.- Ale mnie pocieszyła.
- Tak, to może być całkiem ciekawe- Stwierdziłam z uśmiechem.

sobota, 16 lutego 2013

Gorzka Prawda

Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, dłoń Rocked była tak blisko. Pochyliłam się i szybkim ruchem chwyciłam jej dłoń. Rdzawy zapach wypełnił moje nozdrza, a serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Przywarłam ustami do rany.Zaczęłam pić. Rubinowa ciecz spływała po gardle gasząc panujący tam pożar. Ból w piersiach ustawał z każdym łykiem. Krew była taka słodka, po raz pierwszy w życiu coś mi tak smakowało. Z rozkoszy zamknęłam oczy. Gdy zaczęło mi brakować tchu i oderwałam się niechętnie, żeby zaczerpnąć powietrza. Wtedy, przez ten ułamek sekundy zobaczyłam twarz mojej najlepszej przyjaciółki, jej zawsze roześmiane oczy, teraz patrzyły na mnie z przerażeniem. Widziały we mnie... Potwora. Co ja robię?! Zdałam sobie sprawę co właśnie zrobiłam. Odskoczyłam od niej i przywarłam do ściany plecami. Wbiłam się w róg łazienki i zakryłam usta dłońmi. W kawałku lustra, które leżało na ziemi oparte o drzwi znajdujące się na przeciw mnie, zobaczyłam oczy. Ale te oczy nie były moje. Skrzyły się czerwonym światłem, były dzikie jak u zwierzęcia i... Przerażone.  Po chwili zaczęły z nich płynąć stróżki czegoś, czegoś o takim samym kolorze. Potem ogarnęłam wzrokiem całą resztę. To... To... To byłam ja... Trzęsącymi się rękami dotknęłam tych dziwnych łez i poczułam znów ten sam zapach... Co się dzieje?! Czym ja jestem?! Co ja zrobiłam?!
- Kathrin?- Usłyszałam ledwo dosłyszalny drżący głos. Rocked podeszła do mnie, rękę zawinęła w chusteczkę. Widziałam po niej jak bardzo się boi. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- Już dobrze, już w porządku, nic się nie stało, to mnie nawet nie bolało, już dobrze.- Mówiła do mnie łagodnym głosem. Kochana, sama przerażona do granic możliwości, a mimo to była w stanie uspakajać mnie. Zaczęła mnie głaskać po głowie. Dzięki niej wyrównał mi się oddech. I w końcu zdołałam powiedzieć to słowo, które od samego początku cisnęło mi się na usta.
- Prze... Przepra... Przepraszam.- Jęknęłam. Zalałam się łzami. Łkałam, tak po prostu, jak przerażone, maleńkie dziecko. Na podłodze pojawiła się rubinowa kałuża. Rocked klęczała obok mnie w poplamionej krwią, białej sukience. Tuliła mnie i całowała w czubek głowy, powtarzając w kółko :
,, Nic nie szkodzi, już dobrze, już dobrze. ". Nagle krzyknęłam i mocno ścisnęłam jej rękę. Poczułam potworny ból, który zmusił mnie do otwarcia ust, rozchodził się pulsująco wzdłuż kłów. Gdy ustał, rozluźniłam uścisk pozostawiając siny odcisk mojej dłoni na śniadej skórze przyjaciółki. Kiedy to się w końcu skończy?! Co jeszcze muszę ścierpieć?! Dość! Dość! Dość!. Po chwili poczułam ciepło, to były dłonie Rocked, która próbowała mnie podnieść. Posłusznie postawiłam stopy na ziemi i chwiejnie na nich stanęłam. Mokra chusteczka przesuwała się po mojej twarzy tak jakby nic się nie stało, jakbym po prostu się popłakała i potrzebowała wsparcia przyjaciółki. Zimna woda sprawiła, że zaczynałam powoli, trzeźwo myśleć. Obejrzałam się dokładnie w tafli lustra. Oczy były już normalne, to znaczy takie jak zazwyczaj. Twarz też, została dokładnie oczyszczona przez mojego rudego anioła stróża. Tylko, coś w ustach było nie tak, coś mi przeszkadzało. Gdy je otwarłam zobaczyłam że moje kły wydłużyły się o kilka milimetrów. I wtedy zaczęła docierać do mnie prawda. Prawda, która bolała gorzej niż cały ten ból fizyczny, który jeszcze przed chwilą musiałam znosić. Ja... Ja byłam... WAMPIREM!!! Ale, jak?! Czemu ja?! O co tu chodzi?! To przecież niemożliwe! Moją wewnętrzną burzę myśli przerwał  spokojny głos.
- Już dobrze?- Para piwnych oczu spoglądała na mnie ze spokojem, a wręcz z radością.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. - Jej ramiona oplotły się w okół mnie w mocnym uścisku.
- Tak się bałam. Wyglądałaś jakbyś miała zaraz umrzeć. Jak dobrze, że tu jesteś.- Tego się  nie spodziewałam. Każdy inny człowiek będący świadkiem czegoś takiego uciekłby krzycząc i panikując. A, ona... Ona bała się nie o siebie, tylko o mnie. Odwzajemniłam uścisk i szepnęłam jej do ucha.
- A ja cieszę się, że mnie nie zostawiłaś- Ta wzajemna czułość sprawiła, że obie się uspokoiłyśmy. Spojrzałam na kieckę, która może kiedyś była biała. Jedno było pewne, tak nie mogła wrócić do domu. Z piegowatej twarzy znikł uśmiech gdy podążyła za moim wzrokiem.
- I co teraz?- Dobre pytanie. A no tak, przecież ja zawsze w plecaku mam strój na w-f ! Z zadowoleniem, że udało mi się rozwiązać problem, wyciągnęłam zawiniątko z torby i wręczyłam Rocked. Gdy wyglądała już jak człowiek, pozostał jeszcze tylko jeden problem, a mianowicie, co z moimi zębami? I w ogóle, co ze mną? Usiadłyśmy na krzesłach.
- Więc miałam rację- Powiedziała ni z tego ni z owego.
- Ale, że co?- Spytałam niezbyt inteligentnie.
- Naprawę nie wiesz?- No i znowu się zaczyna.Nie miałam ochoty teraz się z nią droczyć i już miałam poprosić o konkrety gdy zaczęła kontynuować.
- To wszystko ułożyło się w jedną całość. Wiesz że jestem fanką  mrocznych fantasy?- A co to ma do rzeczy?! Czy  ona  nie może mi po prostu powiedzieć o co jej chodzi ?!
- Od samego początku podejrzewałam, że coś jest nie tak. To twoje całe uczulenie na słońce i te oczy, no sama przyznasz, że to nie jest normalne żeby ot tak sobie zmieniały kolor.- Miała rację, ja nigdy nie zwracałam uwagi na moją odmienność, bo po prostu się do niej przyzwyczaiłam.
- Podejrzewałam cię o wampiryzm, ale przecież to niedorzeczne i głupie. Poza tym nigdy nie działo się nic dziwnego. Aż, do teraz.- Cała układanka w tej chwili złożyła się w całość. Wszystko idealnie do siebie pasowało.
- Tylko, jak do tego doszło. Przecież moi rodzice są całkiem normalni, no i czemu akurat teraz?- Rozumiałam mniejsze pół z tego co ona. Liczyłam, że jak zwykle mnie oświeci.
- Dziś skończyłaś szesnaste urodziny, w niektórych książkach transformacja dokonywała się właśnie wtedy.- Jak to dobrze, że miałam pod ręką prawdziwego eksperta od zjawisk paranormalnych.
- Czyli... Jestem... Wampirem.- Wydusiłam z siebie, sama nie wierząc w swoje słowa. Brzmiało to tak nieprawdopodobnie. Jednak to była prawda.
- A to oznacza, że będziesz musiała...- Dokończyłam to przerażające zdanie za nią.
-Pić krew- To było okropne, ale gdy przypomniałam sobie smak krwi i to cudowne uczucie, serce zaczęło mi silniej bić. Mimowolnie dotknęłam małego uwypuklenia które powstało przez wydłużone kły. Nie mogłam zebrać myśli, bo wciąż pozostawało jedno pytanie. Jak to się stało. Koniecznie musimy ustalić, czemu ja?
- Ale czemu ty?- powtórzyła moją myśl Rocked. Wstałam i pociągnęłam ją za rękę. Stwierdziłam, że lepiej będzie się nam myśleć w ruchu. Skierowałyśmy się w kierunku wielkich drewnianych drzwi przez które nigdy wcześniej nie przechodziłyśmy. Gdy ona chciała zawrócić, ja zatrzymałam się. Coś mi mówiło, że powinnam wejść do środka. Chwyciłam mosiężną klamkę i popchnęłam je. W środku panował półmrok. Wszędzie było pełno półek z książkami. Po podłodze walały się luźne kartki i potargane papiery.
- Ej, co ty robisz?- przyjaciółka ścisnęła mnie za rękę.
- Mam jakieś dziwne przeczucie, że powinnam tam wejść- Powiedziałam szczerze. Coś ciągnęło mnie do środka, ciało aż rwało się żeby sprawdzić tajemnicze pomieszczenie. Bez namysłu przekroczyłam próg. Wszystko wskazywało na to że to stara, zapomniana biblioteka. Nie wiem czemu ale coś kierowało mnie w konkretne miejsce, szłam coraz szybciej i szybciej, aż w końcu się zatrzymałam. Stałam przed dużym oknem, które było całe pokryte brązowymi plamami . Podeszłam bliżej i powąchałam je. To była zaschnięta krew. Na parapecie leżała jakaś książka, cała w kurzu. Już miałam wziąć ją do ręki kiedy uprzedził mnie rudzielec. Otworzyła ją na pierwszej stronie. Naszym oczom ukazał się odręczny podpis ,, Jeremi Black". Z niecierpliwością przewróciłam kartkę. Na drugiej stronie pismo było takie samo. ,, Dziś przyszedłem do szkoły, przekonany o tym że Rej znowu będzie mnie gnębił i miałem rację. Unikałem go jak mogłem ale on i tak mnie znalazł. Stało się coś dziwnego, kiedy mnie popchnął, zdenerwowałem się. Chwyciłem go za koszulę i przycisnąłem do ściany. Nie kontrolowałem się, zachowywałem się jak zwierzę. Warczałem na niego. Kiedy zorientowałem się, że coś jest nie tak po prosu uciekłem. Nie wiem co się ze mną dzieje."
- To pamiętnik.-  Stwierdziłam głośno. Rocked kiwnęła potakująco głową. Z całą pewnością był to dziennik jakiegoś Jeremiego Blacka. Ale nie byłybyśmy wstanie przestudiować go od ręki, bo był on dość pokaźnych rozmiarów. I poza tym było późno. Musiałyśmy coś w końcu postanowić.
- Musimy zdążyć chociaż na drugą lekcję. Nie mam wielu znajomych, i postaram się nie uśmiechać, nikt nie zauważy moich zębów.- A przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Ja wezmę ten zeszyt i go przestudiuję w wolnej chwili. Może dowiemy się z niego coś więcej.- I tu przydał się mój mól książkowy. Gdy wyszłyśmy z budynku akurat zadzwonił dzwonek na drugą przerwę. Szczerze to nie odczuwałam żadnej zmiany. Nic się nie zmieniło. Trawiła mnie tylko ciekawość, jak do tego wszystkiego doszło. Czułam że odpowiedź jest już blisko.

wtorek, 12 lutego 2013

Słodka niewiedza


 Obudziło mnie głośne brzęczenie budzika. Leniwie otwarłam jedno oko, żeby sprawdzić która godzina. 6.00. No nic, trzeba wstawać. Z zamkniętymi oczami podniosłam się do pionu i opuściłam nogi na podłogę. Byłam głodna. Poczłapałam do kuchni w nadziei że dostanę coś zjadliwego, bo... No cóż, moja kochana rodzicielka nie umiała gotować. Już stojąc na schodach, poczułam zapach bekonu i jajek, nie spalonych, co oznaczało, że śniadanie robił tata. Otworzyłam drzwi, i weszłam do środka. Moje przypuszczenia się sprawdziły, bo przy patelni stał ojciec, w swoich, stuletnich kapciach. Mama siedziała przy oknie i wystawiała twarz do słońca. Ja na prawdę nie wiem, co w tym przyjemnego. Słońce oślepia i sprawia że boli głowa, nie wyobrażam sobie jak mogłabym się opalać. Lekarze wytłumaczyli to niespotykaną alergią na słońce. Omijając okno jak to tylko było możliwe usiadłam przy stole. Zauważyłam, że rodzice na mnie kompletnie nie zwracają uwagi. Postanowiłam więc zwrócić na siebie uwagę.
- Dzień dobry.- powiedziałam leniwie. Gdy rodzice to usłyszeli podskoczyli i z przerażeniem w oczach popatrzyli na mnie.
- Ej, no co?- Nie wiedziałam z czego to zaskoczenie.
- Kathrin, czy ty chcesz żebyśmy umarli na zawał!- Krzyknęła mama.O co jej kurcze chodzi, przecież weszłam normalnie, nawet się nie skradałam!
- Właśnie, prze ciebie nie mamy śniadania.- Tata zaczął wymachiwać pustą patelnią. Spojrzałam na podłogę u jego stóp, to prawda śniadania już nie mamy. 
- Ty, chodzisz bezszelestnie i to w tempie rozpędzonej antylopy- Mama, jak zwykle przeginała.
- To wszystko przez to imię, po prababce, Kathrin, uch, na sam dźwięk mam gęsią skórkę! Ale nie, trzeba było nazwać nasze dziecko, imieniem przerażającej staruszki!- No i zaczynała się kłótnia.
- Coś ty powiedział! Mamusia mojej mamusi to był święty człowiek! Nie masz prawa tak o niej mówić! A imię jest bardzo ładne! Rób to śniadanie, i siedź cicho bo będziesz spał na kanapie!
- Stara jędza.- Ojciec zaczął szemrać pod nosem, ale zrobił co mu ,, Stara jędza" kazała. Ja, jak zwykle w milczeniu zjadłam śniadanie, które wcale mi nie smakowało, ale ja już tak mam, jedynym pokarmem który mi smakuje, są słodycze i pomidory, a właściwie wszystko co z nimi związane. Ze względu na moją niechęć do pokarmów jadłam mało, bardzo mało, więc byłam bardzo szczupła, ale o dziwo, nigdy nie za bardzo, i dzięki bogu, bo przy moich 171 cm. wzrostu byłabym przerażająca. Stanęłam przed lustrem w moim pokoju, już ubrana i uczesana. Wyglądałam dość nietypowo. Miałam czarne, długie włosy. Idealnie proste, z idealnie prostą grzywką. Oczy miałam... Właściwie, to trudno powiedzieć. Raz niebieskie, raz szare, a czasami zielone. Wszystkie kolory były bardzo intensywne, więc oczy wydawały się duże. A może były duże, i dodatkowo posiadały wachlarz długich, kruczoczarnych rzęs. Cerę miałam bladą, no dobra, bardzo bladą. Tylko na policzki czasami występował różany rumieniec, ale bardzo rzadko. Miałam ostry szpiczasty podbródek, nad którym błyszczały pociągnięte błyszczykiem czerwone usta. Tak, byłam odrobinę inna niż wszyscy. I ubierałam się, też ciut inaczej. Ale nie byłam gotką choć mam ku temu spore predyspozycje. Ubieram się przeważnie na czarno, z elementami mocnych, jaskrawych kolorów. A moim ulubionym był czerwony. Spojrzałam leniwie na zegar i od razu chwyciłam plecak i pobiegłam w kierunku drzwi, bo była 7.35.  Wyprułam z domu i pożałowałam że mam blisko do szkoły. Bo właśnie przez to starzy zmuszali mnie do chodzenia do niej na nogach. Poczułam ostre pulsowanie w skroniach i ból w piersi. Tak było zawsze gdy wychodziłam na słońce, więc zdążyłam się przyzwyczaić, ale najtrudniej było rano, kiedy po całej nocy z daleka od naszej kochanej gwiazdy musiałam znów z nią żyć. Nagle przed oczami pokazała mia się szkoła. No cóż szybka jestem. Spojrzałam z dumą na zegarek i lekko się zdziwiłam. 7.36. Nigdy do tond nie musiałam biec do szkoły, więc nie spodziewałam się że jestem aż tak szybka. Co prawda, czasami na w-f-ie kiedy szybko przebiegłam okrążenie pani patrzyła na mnie i mówiła ,, Na co czekasz? Biegnij!" Wiec odpuściłam sobie szybkie bieganie, i biegałam powoli, ale i tak byłam zawsze pierwsza. Usiadłam na ławeczce przed szkołą. Czekałam na moją przyjaciółkę. Żeby się nie męczyć, wybrałam ławkę pod drzewem. Chwilę potem pojawił się bus szkolny. W tłumie ludzi dostrzegłam rudą czuprynę, która z trudem przeciskała się przez tą całą gmatwaninę. W końcu wydostała się i zaczęła uważnie rozglądać. Gdy mnie dostrzegła, od razu do mnie podbiegła, krzycząc:
- Kathrin!- no cóż, tak, to właśnie moja przyjaciółka Rocked. Ma 159 cm. wzrostu a przy mnie wygląda na jesze mniejszą. Ma krótkie, rude włosy, które są wiecznie rozczochrane. I jedno jest pewne, bardzo ją lubię.
- Rocked!- Okrzyknęłam, uśmiechając się. Wstałam i uściskałyśmy się.
- Y... Kathrin... Duszę się.- Wyjąkała mi do ucha. Zawsze tak jest jak zapomnę że jest taka mała i delikatna.
- O, przepraszam. - Wyszeptałam zawstydzona i puściłam ją. Dobrze, że to małe stworzenie jest takie odporne.
- Nic, nie szkodzi. Choć!- Pociągnęła mnie za rękę w kierunku tyłu szkoły. Miałyśmy tam swoje miejsce. Stanęłyśmy przed starymi, żelaznymi drzwiami. Pchnęłam je wiedząc że dla Rocked to spory wysiłek. Za nimi znajdowały się równie stare schody w górę. Na ich szczycie znajdowało się całe opuszczone piętro. Nie wiadomo dlaczego, ale szkoła zamknęła je, zamurowała drzwi do reszty szkoły i zapomniała o nim. Najbardziej lubiłyśmy przesiadywać w łazience, bo światło które dostawało się zza grubych, ozdobnych i kolorowych warstw szkła, nie sprawiało mi bólu.
Usiadłyśmy jak zwykle na dwóch starych krzesłach, które przytargałyśmy z jednej z sal.
- Ty udajesz, że nie pamiętasz, czy na prawdę zapomniałaś- Spytał mnie mój rudzielec. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Dziś jakiś sprawdzian czy co?
- Ale o czym?- Liczyłam, że mi przypomni, ale ona wstała, chwyciła jakiś kawałek szkła który leżał na umywalce i z wrednym uśmiechem zaczęła się nim bawić, unikając odpowiedzi.
- Ty na serio zapomniałaś- Kontynuowała swoją grę. Ja tylko pytająco na nią parzyłam, cierpliwie czekając aż mi powie.
- Kathrin, przecież dziś twoje 16 urodziny!- Krzyknęła. Faktycznie, to już dziś! Zauważyłam, że z ręki Rocked cieknie krew, musiała skaleczyć się szkłem. I nagle! Moje serce zaczęło łomotać jak szalone. Spadłam z krzesła, klęczałam na ziemi z rękami przyciśniętymi do piersi. Serce waliło, tak mocno, że miałam wrażenie, że miażdży mi żebra. Ból zaczął promieniować do gardła, które stanęło w płomieniach. Jęknęłam głucho.
- Kathrin?! Kathrin, co ci jest?! Kathrin!- I wtedy...