wtorek, 12 lutego 2013

Słodka niewiedza


 Obudziło mnie głośne brzęczenie budzika. Leniwie otwarłam jedno oko, żeby sprawdzić która godzina. 6.00. No nic, trzeba wstawać. Z zamkniętymi oczami podniosłam się do pionu i opuściłam nogi na podłogę. Byłam głodna. Poczłapałam do kuchni w nadziei że dostanę coś zjadliwego, bo... No cóż, moja kochana rodzicielka nie umiała gotować. Już stojąc na schodach, poczułam zapach bekonu i jajek, nie spalonych, co oznaczało, że śniadanie robił tata. Otworzyłam drzwi, i weszłam do środka. Moje przypuszczenia się sprawdziły, bo przy patelni stał ojciec, w swoich, stuletnich kapciach. Mama siedziała przy oknie i wystawiała twarz do słońca. Ja na prawdę nie wiem, co w tym przyjemnego. Słońce oślepia i sprawia że boli głowa, nie wyobrażam sobie jak mogłabym się opalać. Lekarze wytłumaczyli to niespotykaną alergią na słońce. Omijając okno jak to tylko było możliwe usiadłam przy stole. Zauważyłam, że rodzice na mnie kompletnie nie zwracają uwagi. Postanowiłam więc zwrócić na siebie uwagę.
- Dzień dobry.- powiedziałam leniwie. Gdy rodzice to usłyszeli podskoczyli i z przerażeniem w oczach popatrzyli na mnie.
- Ej, no co?- Nie wiedziałam z czego to zaskoczenie.
- Kathrin, czy ty chcesz żebyśmy umarli na zawał!- Krzyknęła mama.O co jej kurcze chodzi, przecież weszłam normalnie, nawet się nie skradałam!
- Właśnie, prze ciebie nie mamy śniadania.- Tata zaczął wymachiwać pustą patelnią. Spojrzałam na podłogę u jego stóp, to prawda śniadania już nie mamy. 
- Ty, chodzisz bezszelestnie i to w tempie rozpędzonej antylopy- Mama, jak zwykle przeginała.
- To wszystko przez to imię, po prababce, Kathrin, uch, na sam dźwięk mam gęsią skórkę! Ale nie, trzeba było nazwać nasze dziecko, imieniem przerażającej staruszki!- No i zaczynała się kłótnia.
- Coś ty powiedział! Mamusia mojej mamusi to był święty człowiek! Nie masz prawa tak o niej mówić! A imię jest bardzo ładne! Rób to śniadanie, i siedź cicho bo będziesz spał na kanapie!
- Stara jędza.- Ojciec zaczął szemrać pod nosem, ale zrobił co mu ,, Stara jędza" kazała. Ja, jak zwykle w milczeniu zjadłam śniadanie, które wcale mi nie smakowało, ale ja już tak mam, jedynym pokarmem który mi smakuje, są słodycze i pomidory, a właściwie wszystko co z nimi związane. Ze względu na moją niechęć do pokarmów jadłam mało, bardzo mało, więc byłam bardzo szczupła, ale o dziwo, nigdy nie za bardzo, i dzięki bogu, bo przy moich 171 cm. wzrostu byłabym przerażająca. Stanęłam przed lustrem w moim pokoju, już ubrana i uczesana. Wyglądałam dość nietypowo. Miałam czarne, długie włosy. Idealnie proste, z idealnie prostą grzywką. Oczy miałam... Właściwie, to trudno powiedzieć. Raz niebieskie, raz szare, a czasami zielone. Wszystkie kolory były bardzo intensywne, więc oczy wydawały się duże. A może były duże, i dodatkowo posiadały wachlarz długich, kruczoczarnych rzęs. Cerę miałam bladą, no dobra, bardzo bladą. Tylko na policzki czasami występował różany rumieniec, ale bardzo rzadko. Miałam ostry szpiczasty podbródek, nad którym błyszczały pociągnięte błyszczykiem czerwone usta. Tak, byłam odrobinę inna niż wszyscy. I ubierałam się, też ciut inaczej. Ale nie byłam gotką choć mam ku temu spore predyspozycje. Ubieram się przeważnie na czarno, z elementami mocnych, jaskrawych kolorów. A moim ulubionym był czerwony. Spojrzałam leniwie na zegar i od razu chwyciłam plecak i pobiegłam w kierunku drzwi, bo była 7.35.  Wyprułam z domu i pożałowałam że mam blisko do szkoły. Bo właśnie przez to starzy zmuszali mnie do chodzenia do niej na nogach. Poczułam ostre pulsowanie w skroniach i ból w piersi. Tak było zawsze gdy wychodziłam na słońce, więc zdążyłam się przyzwyczaić, ale najtrudniej było rano, kiedy po całej nocy z daleka od naszej kochanej gwiazdy musiałam znów z nią żyć. Nagle przed oczami pokazała mia się szkoła. No cóż szybka jestem. Spojrzałam z dumą na zegarek i lekko się zdziwiłam. 7.36. Nigdy do tond nie musiałam biec do szkoły, więc nie spodziewałam się że jestem aż tak szybka. Co prawda, czasami na w-f-ie kiedy szybko przebiegłam okrążenie pani patrzyła na mnie i mówiła ,, Na co czekasz? Biegnij!" Wiec odpuściłam sobie szybkie bieganie, i biegałam powoli, ale i tak byłam zawsze pierwsza. Usiadłam na ławeczce przed szkołą. Czekałam na moją przyjaciółkę. Żeby się nie męczyć, wybrałam ławkę pod drzewem. Chwilę potem pojawił się bus szkolny. W tłumie ludzi dostrzegłam rudą czuprynę, która z trudem przeciskała się przez tą całą gmatwaninę. W końcu wydostała się i zaczęła uważnie rozglądać. Gdy mnie dostrzegła, od razu do mnie podbiegła, krzycząc:
- Kathrin!- no cóż, tak, to właśnie moja przyjaciółka Rocked. Ma 159 cm. wzrostu a przy mnie wygląda na jesze mniejszą. Ma krótkie, rude włosy, które są wiecznie rozczochrane. I jedno jest pewne, bardzo ją lubię.
- Rocked!- Okrzyknęłam, uśmiechając się. Wstałam i uściskałyśmy się.
- Y... Kathrin... Duszę się.- Wyjąkała mi do ucha. Zawsze tak jest jak zapomnę że jest taka mała i delikatna.
- O, przepraszam. - Wyszeptałam zawstydzona i puściłam ją. Dobrze, że to małe stworzenie jest takie odporne.
- Nic, nie szkodzi. Choć!- Pociągnęła mnie za rękę w kierunku tyłu szkoły. Miałyśmy tam swoje miejsce. Stanęłyśmy przed starymi, żelaznymi drzwiami. Pchnęłam je wiedząc że dla Rocked to spory wysiłek. Za nimi znajdowały się równie stare schody w górę. Na ich szczycie znajdowało się całe opuszczone piętro. Nie wiadomo dlaczego, ale szkoła zamknęła je, zamurowała drzwi do reszty szkoły i zapomniała o nim. Najbardziej lubiłyśmy przesiadywać w łazience, bo światło które dostawało się zza grubych, ozdobnych i kolorowych warstw szkła, nie sprawiało mi bólu.
Usiadłyśmy jak zwykle na dwóch starych krzesłach, które przytargałyśmy z jednej z sal.
- Ty udajesz, że nie pamiętasz, czy na prawdę zapomniałaś- Spytał mnie mój rudzielec. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Dziś jakiś sprawdzian czy co?
- Ale o czym?- Liczyłam, że mi przypomni, ale ona wstała, chwyciła jakiś kawałek szkła który leżał na umywalce i z wrednym uśmiechem zaczęła się nim bawić, unikając odpowiedzi.
- Ty na serio zapomniałaś- Kontynuowała swoją grę. Ja tylko pytająco na nią parzyłam, cierpliwie czekając aż mi powie.
- Kathrin, przecież dziś twoje 16 urodziny!- Krzyknęła. Faktycznie, to już dziś! Zauważyłam, że z ręki Rocked cieknie krew, musiała skaleczyć się szkłem. I nagle! Moje serce zaczęło łomotać jak szalone. Spadłam z krzesła, klęczałam na ziemi z rękami przyciśniętymi do piersi. Serce waliło, tak mocno, że miałam wrażenie, że miażdży mi żebra. Ból zaczął promieniować do gardła, które stanęło w płomieniach. Jęknęłam głucho.
- Kathrin?! Kathrin, co ci jest?! Kathrin!- I wtedy...
                                                             
                                                                        
                                                                                  

1 komentarz: